No one should suffer that much
Nikt nie powinien tak cierpieć
-
For a moment I thought should not write this post in English or just put here a nice music or write something totally different than in Polish version. But maybe you can help me. We will see.
The title of post ‘No one should suffer that much’ is not accidental. It’s the name of social action which, I think I can write it, has already started. The idea of this ‘action’ started after the dead of one of Polish blogger who had battled with stomach cancer. Her husband wrote: “she had been dying in huge suffering and nobody should suffer that much.”
I’ve never had to care about somebody who fought with cancer and I want to believe I will never have to do that but if… if I have I want to know what can I do to make this person’s condition better. Also I can be the person who will need some help. Unfortunately I read some terribly sad stories coming from Polish people. It’s unbelieveable how low is the level of protection for dying people in Poland. There are many examples (on that blog) of people that were refused appropriate painkillers that would allow them to die conciously.
We can start with the basic research: colonoscopy. Try to imagine that: you go to the hospital and the doctor tell you they will not give you any anesthesia or painkillers - perhaps it’s the pain that you can stand. But what you can say if you’re begging for opioids but a nurse or a doctor tell that it’s not neccessary and somebody who is very important for you is going crazy because of pain. If you ask too much, the doctor accused you that you wanted to extort some drugs for yourself. And 12 or 20 hours later somebody from you family or your friend dies. Have you known that if you’re terminally sick you can ask to cut your nerve plexus? I haven’t. It doesn’t mean it’s easy to do in Poland. We don’t have enough necessary equipment and specialists. Usage of strong opioids in Poland is four or five times lower than in other European countries. Why? Beause we have only one thing that is anesthetized very well - people. People who write stupid right and what is worst, people who don’t want to do anything. It is what it is. I can’t help, goodbye. Ignorance, callousness, wrong diagnosis, lack of willingness to help and on the second hand: helplessness, pain and begging for help. This is the treatment of cancer in Poland.
I was diagnosed with thyroid tumor in Poland and I have a doctor who leads me in Poland (private of course). And today I can’t imagine my treatment in Ireland - my understanding of Irish people is too weak, also (what’s more important) I don’t need help from specialist, just regular visit to my doctor and blood test every few months.
I’m very curious how it looks like in your countries? Do you have enough places where the specialists can teach you how to win with pain? Do you have enough good working hospices? How the medical approach to the patients looks like ? Are they treat the patients like people or like ballast? Do they tell you what will happen with your mind and body and what waits for you during the time of disease? Write prescriptions for the necessary medications and send you to the best treatment? Do you have some organizations where you can call and expect help from a psychologists? I know in Ireland we have Irish Cancer Society - how they work, I have no idea. I want to belive that better than in Poland. Maybe in your country is simillar to Poland? The best way for some people is that you say Yes to dying like 200 years ago, important thing: it should be dying in silence… don’t disturb the rest of the World. Maybe it was the same few years ago but now is better? Maybe you know some good methods how we can change that? Any ideas?
Hugs,
A.
-
Będzie dość długo (jeśli pojawia się więcej niż jedno, dwa zdania to zawsze jest długo).
Nie włączam się w akcje społeczne zbyt często. Wnerwia mnie solidaryzowanie się z ofiarami internetu, urzędów skarbowych, policji, księży, rządu oraz opozycji - choć nie odróżniam, aktorek ginących wśród kartonów itd. Myślę, że coraz bardziej nie jestem sama w moim podejściu. Trochę przez to, że wszyscy mamy wystarczająco dużo własnych zmartwień a trochę przez to, że problemy są tak powszechne, że przestajemy na nie reagować. Twój problem, twoja głowa, twoja sprawa. Daj żyć. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że tak należałoby, tak trzeba, tak musimy. I tak róbmy bo jak na razie to jedyna skuteczna metoda na zmianę tego co dla nas złe, niewygodne i tego co zmieniać trzeba.
Tak o to ludzie walczą z ludźmi. Ludźmi, którzy tworzą kretyńskie przepisy, prawo, reguły. Wszystko według czego żyć ciężko. Co gorsza okazuje się, że jeszcze gorzej jest umierać. Oto i temat dzisiejszej pogadanki. Śmierć? Nie, BÓL, który poprzedza nasze odejście. Zadrżeliście? Słusznie, bo kiedyś może zaboleć.
Wspomniałam o tym blogu bardzo krótko i bardzo szybko - tylko raz. Po śmierci autorki. Spodziewałam się, że po kilku słowach pożegnania ze strony rodziny, szczególnie męża blog zostanie… takim jakim go Joanna zostawiła. Zostałam mile a jakby jednocześnie niemile zaskoczona. Mąż bardziej czytelnikom znany jako Niemąż postanowił zrobić porządek z bólem. Od razu wiedziałam, że będę mu w tym kibicowała a gdybym mogła to i chętnie wsparła - w każdy możliwy dla mnie sposób. ‘Kampania’, która będzie prowadzona ma bardzo wymowny i chyba wszystko lub bardzo wiele mówiący tytuł: NIKT NIE POWINIEN TAK CIERPIEĆ. Nie widzę na razie innej możliwości pomocy jak napisanie o tym. Jeśli jesteście w stanie wesprzeć ideą, pomysłem, pieniądzem, sponsorem tą akcję dajcie znać. Myślę, że najwyższa pora zacząć rozmawiać o tym, że odchodzić można godnie bez cierpień, przez które można zwariować (nie to nie przenośnia), obojętności i ignorancji lekarzy czy błagania/żebrania samych cierpiących lub ich rodziny o podanie środków przeciwbólowych. Tak Drodzy Państwo, dłużej być nie może. Ja się na to nie godzę i Wy również nie powinniście! To wszystko jest w naszym zakichanym, aby nie napisać zasranym interesie.
Większość moich niezbyt licznych czytelników nie mieszka w Polsce. Ale nie olejcie tego tematu tylko dla tego, że Was tam nie ma. Są nasze rodziny i czy nam się to podoba czy nie, niektórym z nas może się przytrafić sytuacja, kiedy sami będziemy postawieni w sytuacji podobnej do Niemęża. Sama śmierć to ciężki temat a powolna śmierć w potwornych męczarniach? Wystarczy, że podacie informację znajomym, rodzinie, kolegom z pracy. Nie ma lepszego sposobu na rozpromowanie tematu niż ‘plotkowanie’ zwane czasem również marketingiem szeptanym. Także do dzieła. Więcej informacji i historii, które skłaniają nawet takich leni jak ja do chęci zmiany czegoś znajdziecie na Chustkowym blogu.
Uściski,
A.